Samolot podchodzi do lądowania, w oknach po prawej stronie morze po lewek góry, lądujemy w Iraklionie. Marzenia sie spełniają - JESTESMY NA KRECIE!!!Pogoda wspaniała, jest 25 st. a w Polsce już podobno pada i temperatura spadła do15 st. :) Odebraliśmy bagaże, rezydent pokierował nas do autokaru, jedziemy do hotelu."Sevini hotel" - mówi kierowca autokaru i razem z innymi udajemy się w kierunku białego pensjonatu z zielonymi okiennicami, obrośnietego winoroślą. Od właścicielki odbieramy klucze i wchodzimy do swojego pokoju. Pokój to mało powiedziane, to małe mieszkanko z kuchnią i sypialnią , dwoma tarasikami no i z łazienką.Morze widać z okna- dech zapiera! A jeszcze 3 godz. wcześniej byliśmy na lotnisku w Warszawie :) a tu mamy przed soba 7 dni !Pierwsze 3 dni spędzamy na leniuchowaniu, kapielach w morzu i opalaniu. Wieczory to spacery i degustacja wspaniałej kreteńskiej kuchni w tutejszych restauracjach. A co należy sie nam, w końcu w maju nie trafia się to tak często :)Kolejny dzień spędziliśmy na fakultatywnej wycieczce na zachód wyspy, odwiedziliśmy Chanię i Retymnon. Przewodnikiem był Grek mówiący po polsku. Bajeczne widoki, cudowne wąskie uliczki z uroczymi kafejkami-super wakacje! Grecja jest przepiękna! Tak nam się spodobałó zwiedzanie Krety ,że następnego dnia wynajęliśmy za 25 euro samochód i postanowiliśmy sami obejrzeć inne miejsca, najpierw wyskok do oddalonego o 45 km od nas Agios Nicolaos z przepięknym portem i jeszcze węższymi uliczkami po których najszybciej poruszają się miejscowi na swoich skuterach. Kolejny punktem programu było Mochos.Po drodze w Malii kupiliśmy tylko miejscowy przysmak-malutkie banany. Tak, tak banany to nie pomyłka, są o połowe mniejsze od tych normalnych ale za to 100 razy pyszniejsze. Już z bananai jedziemy do Mochos. To mała wioska położona po drugiej stronie gór do której wiedzie kręta górska droga. Wspinaczka naszego auta trwała ok.20 min. ale za to widoki w czasie jazdy były zabójcze! W małej knajpce na rynku zamawiamy obiad i obserwujemy życie Greków, które toczy się wokół tegoż rynku. To prawdziwa Kreta bez turystów, hałasu i innych rzeczy charakterystycznych dla kreteńskich kurortów. W czasie spaceru po wiosce spotykamy osiołka i trafiamy na stado owiec które właśnie miejscowy sprowadza z pastwiska. Robi sie trochę póżno i czas już wracać do hotelu. Żona stwierdziła, że widoki z tej stromej drogi były jak dla niej zbyt zabójcze i prosi byśmy wracali jakąś inną drogą. Może i dobrze, wracaliśmy do Kato Gouves drogą położoną pośród gajów oliwnych. Piąty dzień pobytu dobiegł końca. Sobota to znów morze, plaża i słońce. I to już koniec niestety-niedziela, odprawa samolot , start z lotniska. Jeszcze tylko przez okno w Boeingu patzrymy na oddalającą się Kretę :( Nasz wypoczynek dobiega końca. "Mówi kapitan, około 15.00 lądujemy w Warszawie, temperatura wynosi 15 st. możliwe opady deszczu..." Czas wracać do rzeczywistości.
Dodano: 2011-07-03 - Autor: Stefan Karolak - Kategoria: Relacje klientów
Komentarze